poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Okinawa - zwrotnikowy klimat i growe reminiscencje (22.04.2011)

W piatkowe popoludnie samolot japonskich linii lotniczych zabral nas na wycieczke do niemal tropikalnej Japonii - wyladowalismy w stolicy wyspy Okinawa i calego regionu, miescie Naha.

Tytulem historycznego wstepu: formalnie az do roku 1972 wyspy te byly pod amerykanska okupacja - do dzis znajduja sie tu 33 bazy wojskowe, stanowiace dla USA brame do kontroli Pacyfiku. Amerykanscy wojskowi nie rzucaja sie zbytnio w oczy, ale lokalna spolecznosc nie jest zachwycona ich obecnoscia - jak zawsze przy znudzonym wojsku, co jakis czas dochodzi do dosc paskudnych przestepstw popelnianych przez zolnierzy. Jednakze, zadna z dotychczasowych inicjatyw likwidacji baz nie przyniosla zmiany sytuacji - i nic nie wskazuje na to, by sytuacja miala szybko ulec zmianie.

Na miejscu przywitalo nas piekne slonce i temperatura 24 stopni Celsjusza - mila odmiana po kilkustopniowym poranku na Koya!

Po krotkiej podrozy jednotorowa kolejka (monorail - lokalny odpowiednik metra), udalismy sie na spacer po miescie w poszukiwaniu znajomych widokow.



Znajomych, mimo pierwszej wizyty? Tak, poniewaz Naha byla pierwowzorem miejsca akcji jednej ze znanych i lubianych przez nas japonskich gier. I rzeczywiscie, po niedlugim czasie udalo nam sie wypatrzec kilka identycznych lokalizacji - ze slynna uliczka handlowa i zywnosciowym targiem na czele. Niech zyje turystyka przez PS3!



Wracajac do tematow bardziej moze uniwersalnych - najslynniejsze regionalne produkty to podobne do pomarszczonego ogorka, bardzo cierpkie "owoc" go-ya (tlumaczony na angielski jako bitter melon) oraz wszechobecne figurki smokow (bardzo sympatycznych, nawiasem mowiac). W restauracji nad targiem zjedlismy tez rozplywajaca sie w ustach wieprzowine marynowana w imbirze - zdecydowanie top 3 potraw, jakich moglismy do tej pory sprobowac. Kuchnia okinawy zreszta dosc mocno rozni sie od tej z glownych japonskich wysp - zapewne dlatego iz dawne krolestwo Ryuuku dopiero od niecalych 200 lat nalezy do Japonii.

Zachwyceni bylismy iloscia swiezych warzyw i owocow - po raz pierwszy od powrotu z Indii bylo nam dane skosztowac prawdziwego, soczystego ananasa! Az zal pomyslec, ze po powrocie znowu zostaniemy odcieci od tego wspanialego smaku - to, co pod ta nazwa jest sprzedawane w Polsce ma sie do oryginalu jak tabliczka czekoladopodobna do czekolady...

Wieczorem natknelismy sie na lokalny salon gier wideo - bardzo klasyczny, z duza iloscia automatow do tzw. "mordobic", stanowiacych podstawe wyposazenia takiego miejsca (w przeciwienstwie do wczesniej napotykanych Taito Station i salonow pachinko). Kasia postanowila sprobowac swoich sil w dwoch grach i zostala wessana na godzine - musialem w koncu wrzucic monete do drugiego automatu, zeby ja pokonac i tym samym oderwac od ekranu (a tak sie rozkrecila, ze udalo mi sie to dopiero za drugim podejsciem, a i to nielatwo).



Salon gier byl bardzo przyjemny - jesli zapomniec o papierosowym dymie, ale to w Japonii standard; pala wszyscy i prawie wszedzie - inicjatywy ograniczajace papierosy sa wprawdzie widoczne, a przepisy - przestrzegane, jednak nadal jest ich stosunkowo niewiele.

Published with Blogger-droid v1.6.8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz