sobota, 30 kwietnia 2011

Takayama - deszcze i mgly na zboczach (26-27.04.2011)

We wtorkowy poranek pozegnalismy cieple wyspy i odlecielismy do Nagoyi, skad pociag powiozl nas na polnoc, w kierunku polozonego pod gorskimi szczytami miasta Takayama.

Sama trasa kolei moze byc uznana za atrakcje turystyczna - pociag, pnac sie w gore, przemierza serpentyny torow, a widoki roztaczajace sie za oknami sa naprawde piekne i malownicze. W czasie naszego przejazdu zaczal zapadac zmrok - nisko zawieszone chmury i snujace sie po zboczach mgly tworzyly niesamowita, zlowieszcza atmosfere.

Jak sie okazalo, zlowieszczosc ta oznaczala spadek temperatury do 8 stopni Celsjusza i siapiacy deszcz. Na szczescie, jak to w gorach, pogoda byla kaprysna i zmienna - poranek przywital nas sloncem i przyjemnym cieplem.


Nie tracac czasu, udalismy sie do glownego celu naszej wizyty w miescie - skansenu Hida-no-Sato. Na stosunkowo niewielkim terenie zgromadzono tam liczne budynki historyczne wraz z wyposazeniem, dokumentujac odmienna od innych czesci kraju architekture i codzienne obowiazki - to w koncu gory, wiec warunki klimatyczne roznia sie bardzo od nadmorskich miejscowosci, ktore dotad zwiedzalismy. Turysci maja rowniez mozliwosc obserwowania przy pracy spadkobiercow tutejszego rzemiosla artystycznego - rzezbiarzy, garncarzy, malarzy - oraz zakupu ich wyrobow.


Aby przydac przedsiewzieciu autentycznosci, lokalne wladze zdecydowaly, miedzy innymi, o kultywacji w okolicy skansenu pol ryzowych - dzieki temu calosc sprawia wrazenie wyjetej z dawnych wiekow gorskiej wioski.


Piekno roztaczajacego sie z wzniesien widoku na japonskie Alpy jest niestety nieco zaburzane przez koszmarnie zlocista kopule "swiatyni" jednej z sekt religijnych - powinni tego zdecydowanie zabronic. Szczesliwie, pobliski park oferuje punkt widokowy, z ktorego mozna podziwiac osniezone szczyty bez dodatkow specjalnych. Pogoda nie byla idealna, wiec zdjecia nie oddadza niestety wrazen - musicie nam uwierzyc na slowo.


Przy wejsciu na teren wioski, turystow wita duzy staw pelen, jak zawsze wyglodnialych, karpi. Lakomstwo tych stworzen nie zna granic - wystarczy podejsc do brzegu, by w wodzie ponizej zaroilo sie od tlusciochow wystawiajacych zarloczne pyski nad powierzchnie. Przezorni Japonczycy ustawili przy stawie koszyczek z buleczkami dla karpi i koszyczek na wrzucenie 30 jenow oplaty za sztuke - oczywiscie, gdyby ktos nie mial drobnych, w poblizu znajduje sie automat do rozmieniania pieniedzy - czy juz zaznaczalismy, jak wygodnym, dobrze zorganizowanym i przygotowanym do zwiedzania krajem jest Japonia?


Wychodzac zakupilismy jeszcze lokalny specjal - ryzowe krakersy (bardzo smaczne) i udalismy sie do naszego pokoju - jak sie okazalo, w sama pore, poniewaz zbierajace sie od jakiegos czasu chmury uznaly, ze jest ich juz wystarczajaco duzo i postanowily rozpoczac koncert na dachach.


Brzmienie kropel uderzajacych w blachy tak widac im sie spodobalo, ze bisowaly do poznego wieczora. Reszte dnia spedzilismy wiec w swiatyni, ktora byla w Takayamie naszym hotelem - odpoczywajac, moglismy kontemplowac piekno japonskiego ogrodu w deszczu.

Published with Blogger-droid v1.6.8

środa, 27 kwietnia 2011

Naha - "puresento", karaoke i dobre jedzenie (25.04.2011)

Przed powrotem na chlodne Honshu, spedzilismy jeszcze jedno popoludnie w slonecznej stolicy Okinawy - Naha. Po raz kolejny moglismy zaglebic sie w kolorowe uliczki szukajac widokow z gry "Yakuza 3". Zaczelismy od duzego targowiska, gdzie do woli moglismy ogladac nieznane nam owoce i warzywa, oraz pelen wybor mies i roznobarwnych owocow morza (te ostatnie oczywiscie albo swiezo wyciagniete z wody, albo zywe - w akwariach).



Aby w pelni docenic jakosc sprzedawanych specjalow, udalismy sie do restauracji umieszczonych na pierwszym pietrze targu, gdzie ku naszemu milemu zaskoczeniu zostalismy natychiast rozpoznani przez opiekujaca sie nami 3 dni wczesniej kierowniczke sali! Sa jednak pewne plusy bycia gajinem. ;-)

Okinawa, jako prawdziwa mekka turystyczna dla Japonczykow, oprocz wspanialych plaz i jedzenia jest rowniez nieprzebrana skarbnica "puresento". "Puresento" to wszelkiego rodzaju pamiatki, ktorymi kazdy szanujacy sie Japonczyk powinien obdarowac cala rodzine, pociotkow, znajomych, nieznajomych i diabli wiedza kogo jeszcze. Nie ma znaczenia, czy wyjechalo sie na dwa tygodnie, czy tylko na pare godzin - prawdziwy japonski patriota przywiezie ze swoich nawet bardzo bliskich wojazy ciastka i miejscowe smakolyki. Japonczycy traktuja to tak powaznie, ze dla zapominalskich otworzono specjalne sklepy, gdzie moga kupic smakolyki z innych regionow Japonii i nawet dostac do nich paragon z odpowiednia miejscowoscia i wsteczna data! Kazda stacja, lotnisko czy chocby odrobine turystyczne miejsce pelne jest sklepow z regionalnymi wyrobami. Zaczynamy nawet podejrzewac, ze bez olbrzymiego przemyslu "puresento" japonska gospodarka dawno by upadla.



Nam duzo bardziej niz wysublimowane ciasteczka spodobaly sie teczowe kolorowe smoki, ktore sa symbolem bylego krolestwa Ryukyu.



Dla odwaznych byly tez miejscowe trunki, lacznie z bardzo droga wodka z zatopionym wezem.



Dla zmeczonych zakupami Okinawa zaoferuje przepyszne soczyste owoce albo kulke miejscowej dumy narodowej - lodow "Blue Seal" (ktore szczyca sie intrygujacym haslem reklamowym "born in USA, matured in Okinawa"). Chcecie sprobowac lodow o smaku trzciny cukrowej, slodkich ziemniakow, slonych ciasteczek albo miejscowego purpurowego yamu beni-imo (miejscowe warzywo) - tutaj je znajdziecie!

Korzystajac z "dziennych" promocji, postanowilismy rowniez sprobowac innego japonskiego sportu, czyli karaoke! Za troche jenow otrzymalismy wlasny wyciszony pokoj, uzbrojony w telewizor oraz porzadny zestaw glosnikow, jak rowniez dwa urzadzenia dotykowe, ktore pozwalaly na wyszukiwanie tytulow piosenek i artystow (urzadzenia byly oczywiscie "krzaczki only" wiec chwile zajelo nam zrozumienie co jak dziala).



Dobrze, ze dostalismy te "wyszukiwarki", bo naprawde bylo w czym wybierac. Biblioteka dostepnych piosenek byla wprost niesamowita! Dosc wspomniec, ze pani z obslugi w ramach pomocy przyniosla nam katalog angielskich piosenek wielkosci grubej ksiazki telefonicznej (a przeciez japonskiej muzyki jest o wiele wiecej)! Nie zdarzylo nam sie rowniez wymyslec piosenki, ktorej nie byloby w zestawie. Co ciekawe, do kazdej piosenki "dorobiony" jest japonski teledysk (zapewne w gre wchodzi koszt praw autorskich), a kazdy tekst wyswietlany jest zawsze zarowno po angielsku, jak i w katakanie (sylabiczny alfabet japonski, sluzacy do zapisu slow z innych jezykow). Coz powiedziec bawilismy sie wspaniale - nawet Piotrek zdecydowal sie na zaspiewanie jednej piosenki!



Na dobre zakonczenie dnia postanowilismy szarpnac sie na kolacje z wolowiny (z przyczyn obiektywnych w Japonii jest dosc droga), w znanej nam z gry restauracji "Sam's Maui", gdzie jedzenie przygotowywane jest na stole przy klientach. W skrocie mozemy powiedziec jedno - bylo przepysznie!



Kiedy nastepnego dnia rano wsiadalismy w samolot mielismy wrazenie jakbysmy juz wracali z naszych wakacji. Okinawa to prawdziwe spelnienie snow wiekszosci zachodnich turystow - to miejsce pelene zalet kraju poludniowego (slonce, morze, rafy koralowe, luzna atmosfera, dobre jedzenie) i calkowicie pozbawione jego wad (nie ma przestepczosci ani kieszonkowcow, "restauracyjni naganiacze" sa bardzo uprzejmi i malo napastliwi, ceny sa z gory ustalone i nikt nie probuje Cie oszukac, a przede wszystkim jest bardzo czysto!). Na pewno bedzie nam brakowalo tej niezobowiazujacej, wesolej atmosfery poludniowych wysp.
Published with Blogger-droid v1.6.8

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Zamami-jima - Wielkanoc w tropikach (23-24.04.2011)

Na dobry poczatek zyczymy wszystkim zagladajacym na te strone wesolych, zdrowych i rodzinnych Swiat Wielkanocnych!

Dwa ostatnie dni to przerwa w intensywnym podrozowaniu, zwiedzaniu i poszukiwaniach - odpoczywalismy na polozonej okolo 20 kilometrow od Okinawy wyspie Zamami.



Ta niewielka wysepka oferuje kilka przyjemnych plaz, mozliwosc obserwacji wielorybow miedzy styczniem a marcem, ale przede wszystkim jest centrum wypraw nurkow na podziwianie okolicznych raf koralowych. Te ostatnie sa dosc powszechne i duzo mniej eksploatowane od blizej nam znanych egipskich odpowiednikow. Stosunkowo bogate i atrakcyjne polacie raf wystepuja bardzo blisko brzegu - na najpopularniejszej plazy wystarczy wejsc do oceanu i przeplynac doslownie kilka metrow, by moc cieszyc oczy kolorami podwodnego swiata.



Co wazne, w okresie naszego pobytu panowalo juz wlasciwie lato - w niedziele wielkanocna temperatura powietrza przekraczala 30, a wody - 20 stopni (slonce rowniez niezgorzej nas przypieklo); mimo to, nie bylo zbyt wielu turystow - plaza swiecila pustkami. Taki stan rzeczy bardzo nam odpowiada, ciesza sie nim zapewne rowniez koralowce - nikt tu nie probuje chyba ich podszczypywac i zabierac na pamiatke...



Te Swieta beda z pewnoscia jednymi z bardziej nietypowych w naszym zyciu - bez jajek, swieconek i obfitych posilkow; za to w otoczeniu palm, turkusowego morza i okinawskich smokow. Typowy poludniowy relaks, ktory pomogl nam odprezyc sie po okresie wzmozonej aktywnosci i naladowac baterie na sloncu.



Pozdrawiamy (bardzo) goraco!
Published with Blogger-droid v1.6.8

Okinawa - zwrotnikowy klimat i growe reminiscencje (22.04.2011)

W piatkowe popoludnie samolot japonskich linii lotniczych zabral nas na wycieczke do niemal tropikalnej Japonii - wyladowalismy w stolicy wyspy Okinawa i calego regionu, miescie Naha.

Tytulem historycznego wstepu: formalnie az do roku 1972 wyspy te byly pod amerykanska okupacja - do dzis znajduja sie tu 33 bazy wojskowe, stanowiace dla USA brame do kontroli Pacyfiku. Amerykanscy wojskowi nie rzucaja sie zbytnio w oczy, ale lokalna spolecznosc nie jest zachwycona ich obecnoscia - jak zawsze przy znudzonym wojsku, co jakis czas dochodzi do dosc paskudnych przestepstw popelnianych przez zolnierzy. Jednakze, zadna z dotychczasowych inicjatyw likwidacji baz nie przyniosla zmiany sytuacji - i nic nie wskazuje na to, by sytuacja miala szybko ulec zmianie.

Na miejscu przywitalo nas piekne slonce i temperatura 24 stopni Celsjusza - mila odmiana po kilkustopniowym poranku na Koya!

Po krotkiej podrozy jednotorowa kolejka (monorail - lokalny odpowiednik metra), udalismy sie na spacer po miescie w poszukiwaniu znajomych widokow.



Znajomych, mimo pierwszej wizyty? Tak, poniewaz Naha byla pierwowzorem miejsca akcji jednej ze znanych i lubianych przez nas japonskich gier. I rzeczywiscie, po niedlugim czasie udalo nam sie wypatrzec kilka identycznych lokalizacji - ze slynna uliczka handlowa i zywnosciowym targiem na czele. Niech zyje turystyka przez PS3!



Wracajac do tematow bardziej moze uniwersalnych - najslynniejsze regionalne produkty to podobne do pomarszczonego ogorka, bardzo cierpkie "owoc" go-ya (tlumaczony na angielski jako bitter melon) oraz wszechobecne figurki smokow (bardzo sympatycznych, nawiasem mowiac). W restauracji nad targiem zjedlismy tez rozplywajaca sie w ustach wieprzowine marynowana w imbirze - zdecydowanie top 3 potraw, jakich moglismy do tej pory sprobowac. Kuchnia okinawy zreszta dosc mocno rozni sie od tej z glownych japonskich wysp - zapewne dlatego iz dawne krolestwo Ryuuku dopiero od niecalych 200 lat nalezy do Japonii.

Zachwyceni bylismy iloscia swiezych warzyw i owocow - po raz pierwszy od powrotu z Indii bylo nam dane skosztowac prawdziwego, soczystego ananasa! Az zal pomyslec, ze po powrocie znowu zostaniemy odcieci od tego wspanialego smaku - to, co pod ta nazwa jest sprzedawane w Polsce ma sie do oryginalu jak tabliczka czekoladopodobna do czekolady...

Wieczorem natknelismy sie na lokalny salon gier wideo - bardzo klasyczny, z duza iloscia automatow do tzw. "mordobic", stanowiacych podstawe wyposazenia takiego miejsca (w przeciwienstwie do wczesniej napotykanych Taito Station i salonow pachinko). Kasia postanowila sprobowac swoich sil w dwoch grach i zostala wessana na godzine - musialem w koncu wrzucic monete do drugiego automatu, zeby ja pokonac i tym samym oderwac od ekranu (a tak sie rozkrecila, ze udalo mi sie to dopiero za drugim podejsciem, a i to nielatwo).



Salon gier byl bardzo przyjemny - jesli zapomniec o papierosowym dymie, ale to w Japonii standard; pala wszyscy i prawie wszedzie - inicjatywy ograniczajace papierosy sa wprawdzie widoczne, a przepisy - przestrzegane, jednak nadal jest ich stosunkowo niewiele.

Published with Blogger-droid v1.6.8

niedziela, 24 kwietnia 2011

Fukuoka/Hakata - swiatynia konsumpcji i ramen (21.04.2011)

Dzien po intensywnej wedrowce gorskiej powrocilismy na Kyushu i przemiescilismy sie do najwiekszego miasta wyspy - Fukuoki. W piatek odlatywalismy stad na Okinawe, lecz wieczor i poranek moglismy poswiecic na relaks w bardzo przyjemnej centralnej czesci miasta.

Tak sie szczesliwie zlozylo, ze niedaleko naszego hotelu znajdowalo sie najwieksze i najladniejsze centrum handlowe - Canal City. Dla uzupelnienia wrazen rozrywkowo-zakupowych, o kazdej pelnej godzinie jest tu urzadzany pokaz z gatunku "swiatlo i dzwiek", w ktorym rozmaitym utworom muzycznym towarzysza odpowiednio przygotowane uklady fontann.



Gdy po jakims czasie zglodnielismy, przenieslismy sie na centralnie polozona (juz poza centrum handlowym) wysepke Nakasu, wzdluz brzegow ktorej mozna sprobowac lokalnej specjalnosci - makaronu ramen, przyrzadzanego w niewielkiej restauracyjnej budce. Danie okazalo sie smaczne i bardzo pozywne, a atomosfera lokalu - niezaprzeczalnie japonska. Polecamy!

Published with Blogger-droid v1.6.8