sobota, 9 kwietnia 2011

Bezsennosc w Tokyo i hitech (06.04.2011)

Niestety Bruczkowski ma racje - zadne inne miasto tak bardzo nie sprzyja bezsennosci niz Tokyo. Oprocz Asi na tyle ciezko znieslismy zmiane czasu, ze wybralismy sie w srodku nocy na spacer po Asakusa (dzielnica gdzie znajduje sie nasz hotel). Tokyo bardzo slusznie zasluzylo sobie na opinie najbezpieczniejszej stolicy na swiecie. Ulice sa ciche i spokojne. Na swojej drodze spotyka sie tylko taksowkarzy i ludzi roznoszacych gazety i sprzatajacych ulice. Na ulicy stoi mnostwo rowerow, przy czym praktycznie zaden nie jest do niczego przypiety. Nikt tez sie specjalnie nie zdziwil widzac dwojke gajinow w srodku nocy, a pojedynczy przechodnie nawet sie nam uklonili. Ale moze nie ma sie czemu dziwic? Przed przyjazdem czytalismy, ze predzej zgubisz tu pieniadze niz ktos ci je ukradnie i chyba jest w tym duzo prawdy. W bardzo wielu swiatyniach mozna znalezc otwarte koszyki z medalikami lub talizmanami i obok puszke do ktorej trzeba wrzucic drobna oplate. Niby nic niezwyklego gdyby nie fakt, ze nikt tego nie pilnuje, zupelnie jakby nie do pomyslenia bylo ze ktos moze nie zaplacic! Podobna sytuacje widzielismy w jednym z salonow gier, gdzie byla maszyna w ktorej za drobna oplata mialo sie szanse wygrac czekolade. Problem w tym, ze maszyna nie miala szyby i kazdy lasuch moglby bez placenia zyskac pewnosc wygranej. Coz, co kraj to obyczaj...

Miasto zdaje sie zreszta dosc przyjazne dla nocnych markow, no moze nie liczac komunikacji miejskiej ktora przestaje kursowac okolo polnocy (nie widzielismy nocnych autobusow, wiec chyba jedyna pomoca dla spoznialskich sa bardzo drogie taksowki lub hotele w centrum). Co prawda wszystkie swiatynie, sklepy muzea i restauracje zamykaja sie okolo 17:00-18:00 (mniej wiecej o tej porze zachodzi slonce), ale na ich miejsce otwieraja sie nowe uslugi stworzone glownie z mysla o nocnej klienteli. Centrum jest pelne salonow gier, klubow, barow karaoke, restauracji i pubow czynnych do poznych godzin nocnych, ale nawet w tak spokojnej okolicy jak nasza jest kilka nocnych barow. Wlasciwie wszystkie supermarkety maja zawieszki 24h, no i sa jeszcze automaty. No wlasnie - automaty to cos czego bedzie nam bardzo brakowac po powrocie do kraju. Jest ich tu pelno, bez przesady mozna zalozyc ze przypada ponad jeden na metr kwadratowy. Mozna w nich kupic wlasciwie wszystko choc stanowcza wiekszosc zawiera papierosy lub bezalkoholowe napoje. Co wazne, oprocz zimnej coca-coli i innych gazowancow mozna tez kupic ciepla kawe i zielona herbate (oczywiscie w puszkach) - nie ma nic lepszego na chlodny poranek! Na glod pomoze zas supermarket, w ktorym oprocz roznych gotowych smakolykow mozna nabyc chinskie zupki w pojemniczkach. Niby nic, ale jezeli dodac ze klienci maja dostep do cieplej wody i kuchenki mikrofalowej to calosc zaczyna wygladac bardzo obiecujaco, nieprawdaz?

Co prawda planowalismy poczatkowo wycieczke do 5 jezior gory Fuji, ale bylismy na tyle zmeczeni po nieprzespanej nocy, ze podjelismy decyzje o pozostaniu w Tokyo. Poranek postanowilismy spedzic w dzielnic Akihabara, ktora jest mekka wszystkich fanow mangi, gier, elektroniki i wszelkich japonskich dziwactw. W wielopietrowych "depato" mozna znalezc wszystko poczynajac na najnowszym ipadzie a konczac na grach na pegasusa sprzed 20 lat (oczywiscie z niezbednym sprzetem do ich odpalenia). Z billboardow wyskakuja na Ciebie mangowe panienki a ich realne odpowiedniki zachecaja Cie do wstapienia do jednej z wielu rozowych "maid cafe" (chcielismy napic sie tam kawy ale zniechecil nas fakt, ze placilo sie juz za sam wstep). Chcialbys poduszke z portretem naturalnej wielkosci ulubionej postaci? Nie ma sprawy. Sluchawki w ksztalcie kocich uszu? Trzecia polka na lewo. Wymysl cokolwiek, co chcialbys kupic, a na 99% znajdziesz to w Akiba (a jezeli nie to na pewno w innej dzielnicy Tokyo). Co tu duzo dodawac - bylismy zachwyceni! :)



Chcac pozostac w klimatach najnowszej techniki udalismy sie do dzielnicy Ginza obejrzec teatr Tatarazuka (slyna z musicali w ktorych wystepuja same kobiety) i budynku Sony, gdzie miedzy innymi ogladalismy piekne pokazy 3D i moglismy pobawic sie kontrolerem playstation move (zdjecia niestety surowo wzbronione). Ginza miala zreszta dla nas dodatkowa niespodzianke w postaci pomnika Godzilli! Co prawda nie byl naturalnej wielkosci ale od czegos trzeba zaczac prawda? Czujemy, ze nasza misja poszukiwawcza moze okazac sie sukcesem. :)



Chwile potem Japonia wystawila nas na ciezka probe, gdy okazalo sie ze w restauracji nie maja angielskiego menu a nasz slownik mocno w kwestii kulinarnej zawodzi. Ostatnia deska ratunku okazaly sie plastikowe potrawy wystawione przy wejsciu za pomoca korych udalo nam sie dokonac zamowienia. Dobrze, ze obsluga byla bardzo sympatyczna i gotowa sluzyc pomoca. Zreszta milo nam doniesc, ze tyczy sie to wszystkich Japonczykow, ktorych do tej pory spotkalismy. Sa bardzo zyczliwi i gotowi niesc pomoc zagubionym gajinom, szczegolnie gdy uslysza chocby pojedynczy japonski zwrot (ku naszemu przerazeniu chca wowczas zwykle prowadzic bardziej wysublimowana konwersacje, ktorej to proby nasz japonski niestety nie wytrzymuje - zupelnie inaczej niz opisywal to Bruczkowski!).

Pelni nowych sil postanowilismy obejrzec stolice Japonii z lotu ptaka i jednoczesnie nadrobic wczorajsza wpadke z Tokyo Tower. Po drodze zachaczylismy jeszcze o piekna swiatynie Zojoji, od ktorej do Tokyo Tower prowadzila spokojna sciezka wsrod kwitnacych drzew wisni.



Widok z tarasu pomaranczowo-bialej wiezy tokijskiej (czyli japonskiej wiezy Eiffela) byl naprawde wspanialy, choc jak sugerowaly wizualizacje, bylby o wiele piekniejszy w wersji "Tokyo by night" (ostatnie wydarzenia niestety to uniemozliwily).



W miedzyczasie zapadl wieczor, a my udalismy sie do jednej z najbardziej ruchliwych dzielnic - Shinjuku. Trafilismy na godzine szczytu i po raz pierwszy (i mamy nadzieje ostatni) moglismy obejrzec japonskie tlumy. Po raz pierwszy tez od przyjazdu poczuliamy sie odrobine nieswojo. Co ciekawe mielismy do czynienia nie z chaotycznym zbiorowiskiem znanym nam z Polski, ale z dobrze zorganizowana masa ludzka, ktora ustawia sie karnie w kolejce aby wepchnac sie do pociagu. Troche niesieni z tlumem dotarlismy do celu naszej wyprawy - dzielnicy czerwonych latarni Kabukicho. Niestety znany nam z gry "Yakuza" powitalny szyld byl w zwiazku z oszczednoscia pradu wylaczony, ale na kolejnych uliczkach znalezlismy mnostwo miejsc, ktore niewatpliwie byly inspiracja dla growego "Kamuracho". Kabukicho zaintrygowalo nas, mimo oszczednosci, feeria swiatel, glosnymi salonami growo-pachinkowymi i intrygujacymi postaciami hostow krecacymi sie po ulicach. Szczegolnie ci ostatni wygladali na tyle "delikatnie" ze przestaje dziwic slaby przyrost naturalny Japonii.

Published with Blogger-droid v1.6.8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz