Wielkie brawa naleza sie naszemu kierowcy autobusu, ktory nie tylko zrozumial z naszego lamanego japonskiego, ze jednak chcemy jechac dalej, ale tez pomogl nam zalatwic przedluzenie biletow w kasie (tym samym spozniajac sie z odjazdem o 2 minuty!). Na szczescie na gorskich serpentynach i w waskich, dlugich tunelach nadrobil opoznienie wiec nie musial popelnic seppuku. I jak tu nie kochac zawsze gotowych pomoc biednym gaijinom Japonczykow!
Polozone pomiedzy masywami gorskimi Matsumoto okazalo sie o wiele cieplejszym miejscem, niz znajdujaca sie po drugiej stronie lancucha japonskich Alp Takayama. Dzieki temu moglismy w milym sloncu ogladac glowna atrakcje turystyczna miasta - najstarszy drewniany zamek Japonii. Zamek Matsumoto, zwany przez swoje bialo-czarne ubarwienie zamkiem krukow, powstal okolo 1595 roku i jako jeden z nielicznych dotrwal do naszych czasow w nienaruszonym stanie. Tym samym jest uznawany razem z zamkami Himeji, Inuyama i Hikone za skarb narodowy.
Zamek zrobil na nas ogromne wrazenie, choc ze wspolczuciem myslelismy o samurajach w pelnej zbroi, ktorzy musieli poruszac sie po waskich i bardzo stromych schodach (stopnie nawet nam siegaly na wysokosc kolan).
Wracajac z zamku obejrzelismy jeszcze ulice poswiecona zabom.
A takze ulice Nakamichi, na ktorej zachowano oryginalne magazyny kupieckie z czasow podzialu klasowego Japonii.
Na zakonczenie spaceru spalaszowalismy jeszcze miejscowy smakolyk, czyli ciastko w ksztalcie ryby z nadzieniem ze slodkiej fasoli.
Milym zakonczeniem dnia byla bardzo goraca kapiel w onsenie - na ostatnim pietrze naszego hotelu znajdowala sie nie tylko "japonska wanna", ale rowniez sauna i zewnetrzne rotenburo, z ktorego wspaniale widac bylo rozgwiezdzone niebo.
Published with Blogger-droid v1.6.8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz